- Byłeś u niej? - Zapytałam nieco przygnębiona.
- Tak ,ale na obecną chwilę niczego się nie dowiemy, odkąd jej stan zaczął się pogarszać, nie pozwalają się nikomu z nią widywać.
- Spokojnie, będzie dobrze ,a ja zostanę z Wami przez jakiś czas, miejmy nadzieję ,że wszystko się wyjaśni i będzie dobrze.
- Dziękuję, mam nadzieję ,że Twój przyjazd tutaj wszystko odmieni. - Powiedział po czym uśmiechnął się ,a następnie zapytał skąd wiedziałam gdzie go szukać. Wyciągnęłam wtedy z torebki list i pokazałam mu go.
- To chyba Twoje?
- Tak to moje... Grzebałaś mi w rzeczach? - Zapytał ,a ja tylko uśmiechnęłam się niewinnie. - Bardzo duży bałagan? - Dopytywał się ,a ja pokiwałam głową na potwierdzenie.I uśmiechnęłam się.
- Chodź, pojedźmy ją odwiedzić, może chociaż coś powiedzą. - Powiedziałam zabierając torebkę - Ale pojedźmy autem. - Zaśmiałam się.
- Nie, nie dzisiaj, do szpitala i tak Nas już nie wpuszczą ,ale zabiorę Cię w lepsze miejsce. - Powiedział pomagając założyć mi płaszcz.
- To gdzie mnie zabierzesz? - Zaśmiałam się.
- W nieco bardziej kameralne miejsce ,a dokładniej na miejsce do ,którego wprost kocham przychodzić, mam nadzieję ,że Tobie też się spodoba. Weź lepiej jakiś szalik, będzie wiało. - Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy nad przepaść wiszącą nad morzem, gwiazdy, księżyc, cisza, tylko My i szum fal rozbijających się o brzeg skał.
- Tu jest pięknie. - Uśmiechnęłam się przytulając Pabla.
- Tak, wiem dużo można przemyśleć. - On również uśmiechnął się i przytulił się do mnie.
- Ale chyba oboje wiemy ,że żadna z Naszych decyzji nie przyjdzie 'od tak.'
- Czasami takie decyzje są o wiele bardziej pożyteczne... - Uśmiechnął się.
- Chyba chciałabym ,aby było tak jak kiedyś, dawno, jeszcze jak Maria żyła, było o wiele łatwiej, później było coraz gorzej ,a teraz? Jest beznadziejnie. I nikt mi nie może pomóc. - Łza spłynęła mi po policzku i oparłam się o jego ramię. On natomiast otarł mój policzek i szepnął mi do ucha.
- 'Nie można żyć przeszłością.' To słyszeli od Ciebie chyba wszyscy powracający do tego co już nie wróci.
- Wiem... Ale kiedy tak ciężko? - Popatrzyłam na niego smutnymi oczami.
- Tak, zdaję sobie z tego sprawę ,ale nikt nie może podejmować żadnych decyzji za Ciebie, My możemy Ci co najwyżej doradzać. I tak wszystkich nigdy nie uszczęśliwisz, zrób więc tylko to co wystarczy ,aby uszczęśliwić siebie samą. - Powiedział po czym przytulił mnie mocno.
- Dzięki, chyba nie rozmawiałam tak poważnie i szczerze, z nikim od ... - Tutaj na chwilę się zatrzymałam, nie chciałam wypowiadać imienia mojej zmarłej siostry, nie chciałam wracać do przeszłości, kontynuowałam jednak dalej - od bardzo dawna, chyba tego potrzebowałam. - Uśmiechnęłam się, opierając głowę na jego ramieniu.
- Proszę, do usług. Zbierajmy się, już późno. - Powiedział wstając. Podjechaliśmy pod dom, w salonie siedział ojciec Pabla, przyglądał się z zaciekawieniem jakiejś gazecie. Ja natomiast poszłam robić kolację, może i fakt gotowanie nie jest moją specjalnością ,ale sądzę ,że gdyby nie ja, w tym domu nie pojawiłoby się szybko jedzenie. Przyszykowałam więc kolację. Jedzenie wyglądało nader dobrze jak na mnie ,ale ja mimo wszystko nie miałam ochoty na jedzenie, zostawiłam więc ich samych po czym poszłam spać.
Tym razem nieco romantyczniej, to pewnie przez film ,który usiłuję obejrzeć. Ostatnio nieco ciężej jest mi pisać również przez ten film. Właściwie Violetty już nie lubię, było-minęło. Piszę bo lubię, teraz pewnie nie wybrałabym już nikogo z tego serialu za głównego bohatera. Mimo wszystko z bloga nie zrezygnuję, liczę ,że jeszcze coś się zmieni. A teraz pytanie: Z kim ma być Angie i dlaczego. PISZCIE W KOMENTARZACH, 7 I KOLEJNY ROZDZIAŁ! Rozdział z dedykacją dla wszystkich komentujących, zwłaszcza dwóch ANONIMKÓW dzięki ,którym blog jeszcze istnieje.
piątek, 20 grudnia 2013
wtorek, 17 grudnia 2013
Rozdział LXXXI
Dzień zapowiadał się okropnie, począwszy od tego ,że było szaro, ponuro i padał deszcz kończąc na tym ,że tego dnia miałam przecież wyjechać z pięknego Buenos Aires do, kraju w ,którym się wychowałam, Hiszpanii. Za ojczystym krajem tęskniłam ,ale niewątpliwie zżyłam się z Argentyną ,a co ważniejsze? Z ludźmi ,których tu poznałam, z rodziną ,którą tak naprawdę dopiero niedawno poznałam. Jednak myśl ,że to tylko na jakiś czas dodawała mi wielkiej otuchy, w końcu musiałam wrócić, obiecałam. Zebrałam szybko wszystkie przygotowane rzeczy, zjadłam coś i poszłam w stronę lotniska, sama. Tak, sama. Mimo licznych próśb nie chciałam się zgodzić, chyba chciałam zapomnieć wydarzenia ostatnich dni. Na lotnisko wpadłam jak zwykle chwilę przed odlotem, mimo wszystko mogłam jednak oddać w normalny sposób bagaże. Koło południa wszyscy siedzieli już w samolocie. Lot przebiegł bez żadnych przygód, spokojnie, chociaż ja i tak się bałam, nie cierpię latać samolotami! Po tym jak wysiadałam wpatrywałam się przez dobre półgodziny w jakiś plan miasta, moja topografia była co najmniej słaba. Patrzyłam więc szerząc oczy, bez większego celu. Postanowiłam pójść na żywioł i iść po prostu przed siebie. Idąc przypomniało mi się mniej więcej ,że byłam i to wielokrotnie w domu rodziców Pabla, i nawet jeśli nie ma go u nich to na pewno powiedzą mi gdzie mam go szukać. Szłam długo, dom rodziców Pabla był kawałek za miastem, ależ to musiało komicznie wyglądać, kobieta z walizką idąca przez całe miasto do jakiejś wsi. Stanęłam przed domem Pabla, zbierałam się bardzo długo ,ale w końcu to dla niego przebyłam taki szmat drogi. Zapukałam, drzwi otworzył mi nie kto inny jak on sam. Wpatrywał się we mnie jak w ducha, zrobił się cały blady i bardzo się zakłopotał.
- Angie? Co Ty tu.... Po co przyjechałaś?!
- Miło się tutaj witacie, nie zaprosisz mnie do środka? I nie wyjaśnisz wszystkiego?
- Tak, chyba powinienem, nie byłem świadom tego ,że przejedziesz tyle kilometrów ,abym to wszystko wyjaśnił, na ile zostajesz?
- Nie zrobił byś tego samego? Zostanę tak długo jak będzie trzeba... - Pablo wziął walizkę, przypomniał mnie swojemu ojcu i poszliśmy na piętro, Pablo zaparzył kawy i usiedliśmy na kanapie.
- Pablo co się dzieje? Wyjaśnisz wszystko wreszcie?
- Tak, teraz już chyba muszę ,ale Ty też mi coś będziesz musiała wyjaśnić.
- Zaczynaj... - Niecierpliwiłam się.
- Chodzi o moją matkę, parę tygodni temu trafiła do szpitala, wszystko miało być dobrze ,a jest... Co raz gorzej, chcę jakoś pomóc ojcu.
- Czemu nie powiedziałeś od razu? Wiesz ,że bym Ci pomogła.
- Wiem ,ale nie chciałem plątać Cię w to wszystko.
- Wiesz ,że to było głupie?
- Wiem... - Umilkł ,a ja położyłam mu rękę na ramieniu, chcąc go 'wesprzeć' tym w pewien sposób, po chwili kontynuował - Najbliższe dni zadecydują o wszystkim.
Krótszy ,ale bardzo chciałam dziś dodać. Widzę ,że jednak ktoś cieszy się z tego ,że zostałam cóż mogę powiedzieć? 5 KOMENTARZY I KOLEJNY!
- Angie? Co Ty tu.... Po co przyjechałaś?!
- Miło się tutaj witacie, nie zaprosisz mnie do środka? I nie wyjaśnisz wszystkiego?
- Tak, chyba powinienem, nie byłem świadom tego ,że przejedziesz tyle kilometrów ,abym to wszystko wyjaśnił, na ile zostajesz?
- Nie zrobił byś tego samego? Zostanę tak długo jak będzie trzeba... - Pablo wziął walizkę, przypomniał mnie swojemu ojcu i poszliśmy na piętro, Pablo zaparzył kawy i usiedliśmy na kanapie.
- Pablo co się dzieje? Wyjaśnisz wszystko wreszcie?
- Tak, teraz już chyba muszę ,ale Ty też mi coś będziesz musiała wyjaśnić.
- Zaczynaj... - Niecierpliwiłam się.
- Chodzi o moją matkę, parę tygodni temu trafiła do szpitala, wszystko miało być dobrze ,a jest... Co raz gorzej, chcę jakoś pomóc ojcu.
- Czemu nie powiedziałeś od razu? Wiesz ,że bym Ci pomogła.
- Wiem ,ale nie chciałem plątać Cię w to wszystko.
- Wiesz ,że to było głupie?
- Wiem... - Umilkł ,a ja położyłam mu rękę na ramieniu, chcąc go 'wesprzeć' tym w pewien sposób, po chwili kontynuował - Najbliższe dni zadecydują o wszystkim.
Krótszy ,ale bardzo chciałam dziś dodać. Widzę ,że jednak ktoś cieszy się z tego ,że zostałam cóż mogę powiedzieć? 5 KOMENTARZY I KOLEJNY!
poniedziałek, 16 grudnia 2013
Rozdział LXXX
Wstałam rano mając wielce podkrążone oczy. Mimo wszystko nie poszłam jednak spać bo wiedziałam ,że w przeciwnym razie obudzę się zbyt późno. Z wielką niechęcią zwlekłam się z łóżka i poszłam zaparzyć mocnej kawy. Miałam wrażenie ,że każdy kolejny dzień jest co raz gorszy. "Co przyniesie ten dzień?" - Biłam się z własnymi myślami. Odłożyłam z impetem kubek na ladę na ,której leżał jakiś stos przyniesionych i zapomnianych przeze mnie papierów. Wylałam część kawy na tę stertę co zmusiło mnie do przyspieszonego przejrzenia tej góry. Zaczęłam pospiesznie przeglądać papiery. Wśród niepotrzebnych mi rachunków, paragonów czy też kartek z wakacji znalazłam list. Był on zaadresowany do matki Pabla, nie został jednak nigdy wysłany. Wpatrywałam się jeszcze przez chwilę w kartkę na ,której pisał do matki ,że pojawi się niebawem pomóc jej i ojcu. Nie zauważyłam nawet gdy na kartkę spadła moja łza, szybko otarłam policzek, wrzuciłam pośpiesznie kopertę z listem do torebki i poszłam do studia. Teraz wiedziałam już co robić i gdzie szukać Pabla. Nie witając się z nikim i nie zwracając na nikogo weszłam do pokoju nauczycielskiego. Podałam Antoniowi kopertę z listem oczekując aż skończy czytać myślałam co odpowiedzieć.
- I co zamierzasz teraz zrobić? - Powiedział oddając kartkę ,a za razem wyrywając mnie z milczenia.
- Antonio... Chyba wiesz co teraz zamierzam zrobić... - Umilkłam.
- Kiedy masz samolot?
- Najbliższy... Jutro rano. Wyjadę ,ale wrócę... Jeszcze przed przedstawieniem ,a Jackie, Michael, Beto i Gregorio sobie poradzą. Przedstawienie będzie tak dobre jak reszta, obiecuję. A ja... wrócę z Pablem ,albo bez, zrobię wszystko co w mojej mocy.
- Zbierz dzieciaki, trzeba im to powiedzieć. - Powiedział Antonio. Ja natomiast poszłam zgromadzić wszystkich na sali. Chwilę później wszyscy stali już w milczeniu czekając na to co powie Antonio. On wygłosił jakąś krótką przemowę po czym bez zbędnego owijania w bawełnę wyjaśnił wszystko uczniom. Po przemowie wszyscy rozeszli się w swoją stronę ,a ja poszłam pozbierać swoje rzeczy z pokoju nauczycielskiego. Przez najbliższe pół godziny panował tam sporu zamęt, co chwilę któryś z nauczycieli wchodził albo wychodził ,a z korytarza dobiegały ciągłe krzyki Jackie i Gregoria którzy jak zwykle kłócili się 'o nic.' Gdy zadzwonił dzwonek na lekcje wszystko wreszcie ucichło ,a ja przytłoczona myślami opadłam wzdychając na krzesło. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi, bez większego zastanowienia odpowiedziałam 'proszę.' Za drzwiami stała Violetta, szybko podniosłam się z krzesła, wiedziałam ,że tej rozmowy już nie uniknę.
- Angie, dlaczego? - Powiedziała ,a w jej oczach zauważyłam napływające łzy.
- Violu, ja muszę... Po prostu muszę. To wszystko jest trudne ,ale musisz mi uwierzyć ,że kiedy wrócę wszystko będzie dobrze. - Powiedziałam po czym przytuliłam ją.
- Jesteś pewna? - Podniosła swój zmartwiony wzrok na mnie.
- Tak, tu mam Ciebie, studio, dom....
- I mojego tatę. - Uśmiechnęła się.
- Tak, Germana też. - Westchnęłam. Wtedy nie myślałam o żadnych konsekwencjach moich czynów ,a teraz? Teraz chyba zaczynam tego żałować. Poprosiłam Violę ,aby nic nie mówiła ojcu sama chciałam wszystko wyjaśnić. Dziewczyna natomiast obiecała milczeć więc pożegnałyśmy się ,a ja poszłam pakować się do domu. Przewalałam wszystkie rzeczy z kąta w kąt oraz wrzucałam wszystko jak leci do walizki. Koło dwudziestej byłam już gotowa. Pod długich rozmyślaniach udałam się wreszcie do domu mojego szwagra. Zapukałam do tylnego, kuchennego wejścia, drzwi otworzyła mi gosposia ,która jak zwykle krzątała się po kuchni.
- Oooo! Angie! Moja kochana Angie wróciłaś!? Jak dobrze! - Krzyczała uradowana.
- Właściwie nie do końca, jest German?
- Co on Ci znowu zrobił!? Co za łotr, podły człowiek!
- Nie właściwie nic mi nie zrobił, muszę z nim po prostu porozmawiać.
- Oj coś kręcisz Angeles! Ale niech Ci będzie, jest w gabinecie. - Powiedziała po czym mnie przytuliła. A ja udałam się w kierunku dobrze znanego mi pomieszczenia. Cichutko zapukałam po czym usłyszałam dosyć donośne 'proszę.'
- O Angie, miło ,że przyszłaś. Siadaj sobie. - Uśmiechnął się.
- Nie, to Ty lepiej usiądź. Chcę Ci powiedzieć ,że wyjeżdżam ,ale nie na długo, wrócę przed świętami, możesz być tego pewien. Będę cały czas tęskniła. - Uśmiechnęłam się.
- Wiedziałem ,że prędzej czy później wyjedziesz ,ale fakt ,że wrócisz dodaje mi nadziei. - Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. Pół godziny później pożegnałam się już ze wszystkimi i poszłam do domu gdzie spakowałam resztę swoich rzeczy i ustawiłam budzik na rano.
Okay... Jak widać mam wiernego fanowego ANONIMKA któremu dedykuję ten rozdział i byłabym szczęśliwa gdyby się anonimek ujawnił ,ale nic na siłę. W każdym razie od teraz zasady się zmieniają ,a mianowicie rozdziały będą się pojawiały tylko za odpowiednią ilość komentarzy (Tak to jest "szantaż") Proste? Rozdział dodam tylko jeżeli będzie ustalona ilość komentarzy. A WIĘC NA POCZĄTEK 3 KOMENTARZE I KOLEJNY ROZDZIAŁ! Rozdział może się pojawić tego samego dnia ,a może i za miesiąc, wszystko w Waszych rękach.
- I co zamierzasz teraz zrobić? - Powiedział oddając kartkę ,a za razem wyrywając mnie z milczenia.
- Antonio... Chyba wiesz co teraz zamierzam zrobić... - Umilkłam.
- Kiedy masz samolot?
- Najbliższy... Jutro rano. Wyjadę ,ale wrócę... Jeszcze przed przedstawieniem ,a Jackie, Michael, Beto i Gregorio sobie poradzą. Przedstawienie będzie tak dobre jak reszta, obiecuję. A ja... wrócę z Pablem ,albo bez, zrobię wszystko co w mojej mocy.
- Zbierz dzieciaki, trzeba im to powiedzieć. - Powiedział Antonio. Ja natomiast poszłam zgromadzić wszystkich na sali. Chwilę później wszyscy stali już w milczeniu czekając na to co powie Antonio. On wygłosił jakąś krótką przemowę po czym bez zbędnego owijania w bawełnę wyjaśnił wszystko uczniom. Po przemowie wszyscy rozeszli się w swoją stronę ,a ja poszłam pozbierać swoje rzeczy z pokoju nauczycielskiego. Przez najbliższe pół godziny panował tam sporu zamęt, co chwilę któryś z nauczycieli wchodził albo wychodził ,a z korytarza dobiegały ciągłe krzyki Jackie i Gregoria którzy jak zwykle kłócili się 'o nic.' Gdy zadzwonił dzwonek na lekcje wszystko wreszcie ucichło ,a ja przytłoczona myślami opadłam wzdychając na krzesło. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi, bez większego zastanowienia odpowiedziałam 'proszę.' Za drzwiami stała Violetta, szybko podniosłam się z krzesła, wiedziałam ,że tej rozmowy już nie uniknę.
- Angie, dlaczego? - Powiedziała ,a w jej oczach zauważyłam napływające łzy.
- Violu, ja muszę... Po prostu muszę. To wszystko jest trudne ,ale musisz mi uwierzyć ,że kiedy wrócę wszystko będzie dobrze. - Powiedziałam po czym przytuliłam ją.
- Jesteś pewna? - Podniosła swój zmartwiony wzrok na mnie.
- Tak, tu mam Ciebie, studio, dom....
- I mojego tatę. - Uśmiechnęła się.
- Tak, Germana też. - Westchnęłam. Wtedy nie myślałam o żadnych konsekwencjach moich czynów ,a teraz? Teraz chyba zaczynam tego żałować. Poprosiłam Violę ,aby nic nie mówiła ojcu sama chciałam wszystko wyjaśnić. Dziewczyna natomiast obiecała milczeć więc pożegnałyśmy się ,a ja poszłam pakować się do domu. Przewalałam wszystkie rzeczy z kąta w kąt oraz wrzucałam wszystko jak leci do walizki. Koło dwudziestej byłam już gotowa. Pod długich rozmyślaniach udałam się wreszcie do domu mojego szwagra. Zapukałam do tylnego, kuchennego wejścia, drzwi otworzyła mi gosposia ,która jak zwykle krzątała się po kuchni.
- Oooo! Angie! Moja kochana Angie wróciłaś!? Jak dobrze! - Krzyczała uradowana.
- Właściwie nie do końca, jest German?
- Co on Ci znowu zrobił!? Co za łotr, podły człowiek!
- Nie właściwie nic mi nie zrobił, muszę z nim po prostu porozmawiać.
- Oj coś kręcisz Angeles! Ale niech Ci będzie, jest w gabinecie. - Powiedziała po czym mnie przytuliła. A ja udałam się w kierunku dobrze znanego mi pomieszczenia. Cichutko zapukałam po czym usłyszałam dosyć donośne 'proszę.'
- O Angie, miło ,że przyszłaś. Siadaj sobie. - Uśmiechnął się.
- Nie, to Ty lepiej usiądź. Chcę Ci powiedzieć ,że wyjeżdżam ,ale nie na długo, wrócę przed świętami, możesz być tego pewien. Będę cały czas tęskniła. - Uśmiechnęłam się.
- Wiedziałem ,że prędzej czy później wyjedziesz ,ale fakt ,że wrócisz dodaje mi nadziei. - Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. Pół godziny później pożegnałam się już ze wszystkimi i poszłam do domu gdzie spakowałam resztę swoich rzeczy i ustawiłam budzik na rano.
Okay... Jak widać mam wiernego fanowego ANONIMKA któremu dedykuję ten rozdział i byłabym szczęśliwa gdyby się anonimek ujawnił ,ale nic na siłę. W każdym razie od teraz zasady się zmieniają ,a mianowicie rozdziały będą się pojawiały tylko za odpowiednią ilość komentarzy (Tak to jest "szantaż") Proste? Rozdział dodam tylko jeżeli będzie ustalona ilość komentarzy. A WIĘC NA POCZĄTEK 3 KOMENTARZE I KOLEJNY ROZDZIAŁ! Rozdział może się pojawić tego samego dnia ,a może i za miesiąc, wszystko w Waszych rękach.
poniedziałek, 9 grudnia 2013
WAŻNE - KOMENTARZE!
Wyświetleń na blogu przybywa, jednak nie satysfakcjonuje mnie to w 100% ,a więc postanawiam zrobić mały szantaż.
JEŚLI DO NIEDZIELI NIE BĘDZIE POD TYM POSTEM CO NAJMNIEJ 10 KOMENTARZY ZAWIESZAM BLOGA NA CZAS NIEOKREŚLONY!!!
A więc... KOMENTUJ! Pozytywnie czy negatywnie, po prostu z komentuj. Komentuj z anonimka czy też z konta, jeśli Ci zależy skomentuj.
niedziela, 8 grudnia 2013
Rozdział LXXIX
Z moich zamysłów wyrwał mnie dopiero dzwonek do drzwi. "Kogo tu znowu niesie?" - Pomyślałam otwierając drzwi.
- Co Ty tu robisz? - Powiedziałam widząc w drzwiach Germana.
- Milutko... No w każdym razie też się Cieszę ,że Cię widzę.
- Przepraszam, miałam ciężki dzień, wchodź. - Powiedziałam wymuszając uśmiech na swojej twarzy. Gdy weszliśmy do środka posadziłam Germana na kanapie ,a sama poszłam zaparzyć nam herbaty. Wróciłam trzymając dwie filiżanki, podałam jedną Germanowi po czym trzymając drugą usiadłam obok niego na kanapie, wzięłam łyk herbaty. Chciałam zacząć rozmowę, powiedzieć coś, cokolwiek, jednak on był szybszy:
- Płakałaś? - Zapytał uważnie mi się przyglądając ,a ja dotknęłam ręką wilgotnego jeszcze policzka.
- Nie. - Skłamałam po czym zabrałam rękę z policzka i wzięłam kolejny łyk herbaty.
- Przecież widzę. - Powiedział uśmiechając się.
- Dobra, tak, płakałam! No i co z tego? - Spojrzałam mu w oczy, byłam na niego zła chociaż nie miałam ku temu żadnych powodów bo w końcu nie przez niego płakałam.
- Spokojnie, czemu płakałaś? To przez... - Nie dokończył, wiedział ,że to częściowo przez niego nasze stosunki się pogorszyły więc nie chciał od nowa rozpoczynać kłótni.
- Nie, nie dlatego... Ale to nieważne, po co przyszedłeś? - Wiem ,że znowu skłamałam, wiem ,że to nie w porządku z mojej strony ,ale nie chcę znowu pogrążać się w ten temat.
- Przyszedłem właściwie spytać o ten ślub, powinienem już dać informację czy się pojawimy. Jednak jeżeli to dla Ciebie teraz zbyt trudne poproszę Esmeraldę.
- Naprawdę? Przyszedłeś powiedzieć mi ,że możesz zabrać Esmeraldę? Tylko po to? Chciałam iść ,ale teraz to mi już wszystko jedno zabieraj kogo chcesz! Mi to obojętne!
- Dobrze... Powiem mu ,że będziemy, nie chcę sprawiać Ci kłopotów ,ale wszyscy chcielibyśmy ,żebyś wróciła, byłoby miło. - Odprowadziłam go do drzwi ,a on chciał mnie pocałować, zrobiłam krok w tył i patrząc mu w oczy powiedziałam:
- Darujmy sobie, nic teraz nie jest takie jak wcześniej... - Chciałam powiedzieć jeszcze coś ,ale on mi przerwał.
- Było powiedzieć od razu ,że Twoje serce należy do kogoś innego, przynajmniej nie robiłbym sobie nadziei. - Powiedział po czym wyszedł z mieszkania. Zanim zdążył na dobre zniknąć mi z oczu powiedziałam tylko ,że to nie tak. Czyżbym znowu kłamała? "Problemy każdym dniem narastają coraz bardziej ,a czasu na ich rozwiązanie jest coraz mniej." - Myślałam zasypiając.
Tak, długo wyczekiwany rozdział ,a co najgorsze niedający aż takiej satysfakcji bo połowa pisana po dwutygodniowej przerwie. Na rozdział prawdopodobnie poczekacie jeszcze tydzień ,a później będą się pojawiały codziennie ,ponieważ chciałabym ,żeby czas w opowiadaniach był adekwatny do tego w rzeczywistości.
- Co Ty tu robisz? - Powiedziałam widząc w drzwiach Germana.
- Milutko... No w każdym razie też się Cieszę ,że Cię widzę.
- Przepraszam, miałam ciężki dzień, wchodź. - Powiedziałam wymuszając uśmiech na swojej twarzy. Gdy weszliśmy do środka posadziłam Germana na kanapie ,a sama poszłam zaparzyć nam herbaty. Wróciłam trzymając dwie filiżanki, podałam jedną Germanowi po czym trzymając drugą usiadłam obok niego na kanapie, wzięłam łyk herbaty. Chciałam zacząć rozmowę, powiedzieć coś, cokolwiek, jednak on był szybszy:
- Płakałaś? - Zapytał uważnie mi się przyglądając ,a ja dotknęłam ręką wilgotnego jeszcze policzka.
- Nie. - Skłamałam po czym zabrałam rękę z policzka i wzięłam kolejny łyk herbaty.
- Przecież widzę. - Powiedział uśmiechając się.
- Dobra, tak, płakałam! No i co z tego? - Spojrzałam mu w oczy, byłam na niego zła chociaż nie miałam ku temu żadnych powodów bo w końcu nie przez niego płakałam.
- Spokojnie, czemu płakałaś? To przez... - Nie dokończył, wiedział ,że to częściowo przez niego nasze stosunki się pogorszyły więc nie chciał od nowa rozpoczynać kłótni.
- Nie, nie dlatego... Ale to nieważne, po co przyszedłeś? - Wiem ,że znowu skłamałam, wiem ,że to nie w porządku z mojej strony ,ale nie chcę znowu pogrążać się w ten temat.
- Przyszedłem właściwie spytać o ten ślub, powinienem już dać informację czy się pojawimy. Jednak jeżeli to dla Ciebie teraz zbyt trudne poproszę Esmeraldę.
- Naprawdę? Przyszedłeś powiedzieć mi ,że możesz zabrać Esmeraldę? Tylko po to? Chciałam iść ,ale teraz to mi już wszystko jedno zabieraj kogo chcesz! Mi to obojętne!
- Dobrze... Powiem mu ,że będziemy, nie chcę sprawiać Ci kłopotów ,ale wszyscy chcielibyśmy ,żebyś wróciła, byłoby miło. - Odprowadziłam go do drzwi ,a on chciał mnie pocałować, zrobiłam krok w tył i patrząc mu w oczy powiedziałam:
- Darujmy sobie, nic teraz nie jest takie jak wcześniej... - Chciałam powiedzieć jeszcze coś ,ale on mi przerwał.
- Było powiedzieć od razu ,że Twoje serce należy do kogoś innego, przynajmniej nie robiłbym sobie nadziei. - Powiedział po czym wyszedł z mieszkania. Zanim zdążył na dobre zniknąć mi z oczu powiedziałam tylko ,że to nie tak. Czyżbym znowu kłamała? "Problemy każdym dniem narastają coraz bardziej ,a czasu na ich rozwiązanie jest coraz mniej." - Myślałam zasypiając.
Tak, długo wyczekiwany rozdział ,a co najgorsze niedający aż takiej satysfakcji bo połowa pisana po dwutygodniowej przerwie. Na rozdział prawdopodobnie poczekacie jeszcze tydzień ,a później będą się pojawiały codziennie ,ponieważ chciałabym ,żeby czas w opowiadaniach był adekwatny do tego w rzeczywistości.
czwartek, 5 grudnia 2013
Rozdział LXXVIII
- Witaj Pablo, sama nie wierzę w to co teraz robię ,ale zrozum ,że ja, uczniowie i całe studio Cię potrzebujemy. A Ty wyjeżdżasz bez słowa pożegnania. Nam wszystkim na Tobie zależy i chcielibyśmy Ci pomóc, chcielibyśmy abyś wrócił, chcielibyśmy cofnąć czas i bez względu na wszystko zatrzymać Cię tutaj. Niestety, czasu cofnąć nie możemy ,ale mamy nadzieję ,że po obejrzeniu tego filmu w Twoim życiu się coś zmieni ,że zrozumiesz ,że Twoje miejsce jest tutaj, w studiu- pośród Nas. - Powiedziałam po czym odwróciłam ekran w stronę sceny na której stali gotowi do zaśpiewania pierwszej piosenki uczniowie. Kończąc przemówienie dla Pabla zakręciła mi się łza w oku. Czułam się dziwnie nagrywając dla Pabla ten film. Głownie dla tego ,że czułam się co najmniej dziwnie mówiąc do ekranu komputera w którym widziałam siebie samą. Dzieciaki zaczęły śpiewać ,a ja pomyślałam: "Czy ja na pewno nic do niego nie czuję? Nie Angie! Nie możesz!" - Skarciłam sama siebie w duchu po czym zaczęłam się przyglądać uczniom. Śpiewając i tańcząc byli tacy szczęśliwi, patrząc na nich widać było ,że wiedzą co chcą robić w życiu ,że scena to ich miejsce na ziemi.Do kolejnej piosenki dołączyłam do uczniów i razem zaśpiewaliśmy. Po jakiś dwóch godzinach mieliśmy gotowy już cały materiał który właśnie montował Maxi. Ja natomiast wykręciłam numer do Pabla i czekałam aż odbierze. Minęło kilkanaście sygnałów ,ale w końcu w słuchawce usłyszałam głos Pabla.
- Cześć Pablo! Miło Cię słyszeć. Rozumiem ,że nie chcesz ze mną rozmawiać, nie popieram ,ale rozumiem. W każdym razie nie musisz nic mówić ,ale po prostu posłuchaj,a raczej obejrzyj to co wysyłam Ci właśnie na pocztę. Trzymaj się ciepło, cześć. - Powiedziałam po czym rozłączyłam się nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Wraz z uczniami wysłałam nasz filmik Pablowi, po czym zebraliśmy nasze wszystkie rzeczy i wyszliśmy, każdy w swoją stronę. Ja wyjęłam klucze od jego domu i bawiąc się nimi powędrowałam przed siebie. Na początku zamierzałam jeszcze przeszukać resztę rzeczy Pabla ,ale darowałam sobie z nadzieją ,że po tym co mu wysłaliśmy zmieni zdanie i wróci, albo chociaż powie co było powodem jego wyjazdu. Teraz, z perspektywy czasu wiem jak głupia byłam w ogóle zgadzając się na pomysł z filmikiem, gdybym tylko wiedziała ,że obróci się to przeciwko mnie, nigdy bym się nie zgodziła. W ostateczności darowałam sobie tego dnia grzebanie w rzeczach Pabla i poszłam do własnego domu, nie miałam ochoty na razie widywać się z Germanem. Kobieta od spraw biznesowych czy nie? Co za różnica? Myślałam ,że jest zupełnie innym człowiekiem. Koło dziesiątej zadzwonił do mnie telefon, jak się okazało był to Pablo. Nie wydawał się być zadowolony z tej rozmowy, nie przywitał się, od razu zaczął przemowę nie dając mi dojść do słowa.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego robisz wszystkim nadzieję? Uwierz to nie zależy ode mnie, gdybym mógł postąpił bym inaczej. - Powiedział ,a ostatnie słowa, były już bez werwy w głosie i wypowiedział je już niemal szeptem.
- Ja nie robię nikomu nadziei ,a nawet jeśli, to i tak byłoby o wiele prościej gdybyś od razu mi wszystko wytłumaczył. Nie bądź zły, ile razy mi pomogłeś? Niezliczenie wiele, daj chodź raz pomóc. "Nie wstydem jest prosić o pomoc ,a wstydem jest jej nie przyjąć." - Powiedziałam uśmiechając się sama do siebie.
- Angie, kiedyś zrozumiesz ,a jeżeli nie to kiedyś Ci wszystko wyjaśnię, pozdrów wszystkich i podziękuj za ich starania, cześć. - Po tych słowach usłyszałam tylko dźwięk odkładanej słuchawki, pogrążyłam się w milczeniu.
- Cześć Pablo! Miło Cię słyszeć. Rozumiem ,że nie chcesz ze mną rozmawiać, nie popieram ,ale rozumiem. W każdym razie nie musisz nic mówić ,ale po prostu posłuchaj,a raczej obejrzyj to co wysyłam Ci właśnie na pocztę. Trzymaj się ciepło, cześć. - Powiedziałam po czym rozłączyłam się nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Wraz z uczniami wysłałam nasz filmik Pablowi, po czym zebraliśmy nasze wszystkie rzeczy i wyszliśmy, każdy w swoją stronę. Ja wyjęłam klucze od jego domu i bawiąc się nimi powędrowałam przed siebie. Na początku zamierzałam jeszcze przeszukać resztę rzeczy Pabla ,ale darowałam sobie z nadzieją ,że po tym co mu wysłaliśmy zmieni zdanie i wróci, albo chociaż powie co było powodem jego wyjazdu. Teraz, z perspektywy czasu wiem jak głupia byłam w ogóle zgadzając się na pomysł z filmikiem, gdybym tylko wiedziała ,że obróci się to przeciwko mnie, nigdy bym się nie zgodziła. W ostateczności darowałam sobie tego dnia grzebanie w rzeczach Pabla i poszłam do własnego domu, nie miałam ochoty na razie widywać się z Germanem. Kobieta od spraw biznesowych czy nie? Co za różnica? Myślałam ,że jest zupełnie innym człowiekiem. Koło dziesiątej zadzwonił do mnie telefon, jak się okazało był to Pablo. Nie wydawał się być zadowolony z tej rozmowy, nie przywitał się, od razu zaczął przemowę nie dając mi dojść do słowa.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego robisz wszystkim nadzieję? Uwierz to nie zależy ode mnie, gdybym mógł postąpił bym inaczej. - Powiedział ,a ostatnie słowa, były już bez werwy w głosie i wypowiedział je już niemal szeptem.
- Ja nie robię nikomu nadziei ,a nawet jeśli, to i tak byłoby o wiele prościej gdybyś od razu mi wszystko wytłumaczył. Nie bądź zły, ile razy mi pomogłeś? Niezliczenie wiele, daj chodź raz pomóc. "Nie wstydem jest prosić o pomoc ,a wstydem jest jej nie przyjąć." - Powiedziałam uśmiechając się sama do siebie.
- Angie, kiedyś zrozumiesz ,a jeżeli nie to kiedyś Ci wszystko wyjaśnię, pozdrów wszystkich i podziękuj za ich starania, cześć. - Po tych słowach usłyszałam tylko dźwięk odkładanej słuchawki, pogrążyłam się w milczeniu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)