wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział LXXXI

Dzień zapowiadał się okropnie, począwszy od tego ,że było szaro, ponuro i padał deszcz kończąc na tym ,że tego dnia miałam przecież wyjechać z pięknego Buenos Aires do, kraju w ,którym się wychowałam, Hiszpanii. Za ojczystym krajem tęskniłam ,ale niewątpliwie zżyłam się z Argentyną ,a co ważniejsze? Z ludźmi ,których tu poznałam, z rodziną ,którą tak naprawdę dopiero niedawno poznałam. Jednak myśl ,że to tylko na jakiś czas dodawała mi wielkiej otuchy, w końcu musiałam wrócić, obiecałam. Zebrałam szybko wszystkie przygotowane rzeczy, zjadłam coś i poszłam w stronę lotniska, sama. Tak, sama. Mimo licznych próśb nie chciałam się zgodzić, chyba chciałam zapomnieć wydarzenia ostatnich dni. Na lotnisko wpadłam jak zwykle chwilę przed odlotem, mimo wszystko mogłam jednak oddać w normalny sposób bagaże. Koło południa wszyscy siedzieli już w samolocie. Lot przebiegł bez żadnych przygód, spokojnie, chociaż ja i tak się bałam, nie cierpię latać samolotami! Po tym jak wysiadałam wpatrywałam się przez dobre półgodziny w jakiś plan miasta, moja topografia była co najmniej słaba. Patrzyłam więc szerząc oczy, bez większego celu. Postanowiłam pójść na żywioł i iść po prostu przed siebie. Idąc przypomniało mi się mniej więcej ,że byłam i to wielokrotnie w domu rodziców Pabla, i nawet jeśli nie ma go u nich to na pewno powiedzą mi gdzie mam go szukać. Szłam długo, dom rodziców Pabla był kawałek za miastem, ależ to musiało komicznie wyglądać, kobieta z walizką idąca przez całe miasto do jakiejś wsi. Stanęłam przed domem Pabla, zbierałam się bardzo długo ,ale w końcu to dla niego przebyłam taki szmat drogi. Zapukałam, drzwi otworzył mi nie kto inny jak on sam. Wpatrywał się we mnie jak w ducha, zrobił się cały blady i bardzo się zakłopotał.
- Angie? Co Ty tu.... Po co przyjechałaś?!
- Miło się tutaj witacie, nie zaprosisz mnie do środka? I nie wyjaśnisz wszystkiego?
- Tak, chyba powinienem, nie byłem świadom tego ,że przejedziesz tyle kilometrów ,abym to wszystko wyjaśnił, na ile zostajesz?
- Nie zrobił byś tego samego? Zostanę tak długo jak będzie trzeba... - Pablo wziął walizkę, przypomniał mnie swojemu ojcu i poszliśmy na piętro, Pablo zaparzył kawy i usiedliśmy na kanapie.
- Pablo co się dzieje? Wyjaśnisz wszystko wreszcie?
- Tak, teraz już chyba muszę ,ale Ty też mi coś będziesz musiała wyjaśnić.
- Zaczynaj... - Niecierpliwiłam się.
- Chodzi o moją matkę, parę tygodni temu trafiła do szpitala, wszystko miało być dobrze ,a jest... Co raz gorzej, chcę jakoś pomóc ojcu.
- Czemu nie powiedziałeś od razu? Wiesz ,że bym Ci pomogła.
- Wiem ,ale nie chciałem plątać Cię w to wszystko.
- Wiesz ,że to było głupie?
- Wiem... - Umilkł ,a ja położyłam mu rękę na ramieniu, chcąc go 'wesprzeć' tym w pewien sposób, po chwili kontynuował - Najbliższe dni zadecydują o wszystkim.



 Krótszy ,ale bardzo chciałam dziś dodać. Widzę ,że jednak ktoś cieszy się z tego ,że zostałam cóż mogę powiedzieć? 5 KOMENTARZY I KOLEJNY!

7 komentarzy:

  1. Oki, w takim razie pisze 1. Chce.kolejny rozdział!!! Pisz szybko;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Drugi ;) Ciekawy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę o kolejny rozdział i to jak najszybciej ;) Lubię twojego bloga ;) <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcemy kolejny rozdział!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super ! Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Już szósty ;) I gdzie rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział idzie :D Miał być długi to taki też szykuję :D Chyba dzisiaj dojdzie... Mam nadzieję :D

      Usuń